sobota, 31 lipca 2010

Demokracja a Kompromis

Bez kompromisów nie ma demokracji. Demokracja nie oznacza, że wszyscy mogą robić, co chcą. W zasadzie jest zupełnie odwrotnie. W demokracji wszyscy są mniej lub bardziej ograniczeni. Jeżeli chce się żyć w poukładanym i wolnym kraju, to należy godzić się na ograniczenia wolności. Demokracja to w istocie nie naturalna chęć, lecz umiejętność i sztuka pogodzenia wszystkich, gdzie potrzeby wielu są ważniejsze od potrzeb niewielu, których, jako mniejszość, należy jednak chronić, a ich potrzeby też muszą być wyrażone.

Kompromis to nie coś, z czego – jak sądzi się w naszym kraju – jesteśmy zadowoleni, lecz coś, co często z bólem akceptujemy, co ostatecznie jesteśmy w stanie przyjąć, z czym możemy żyć, z czym się godzimy. Kompromis powinien pozostawiać niedosyt, a może nawet frustrację z powodu poczucia straty, ale również musi dawać świadomość osiągnięcia czegoś dla nas istotnego. Czegoś, za co warto było coś poświęcić.

Bardzo istotne, a wręcz genialne dla demokracji jest w kompromisach to, że gdy się je osiąga, to ostatecznie dochodzi się do sytuacji, w której nikt nie przegrywa. Nikt nie jest przegłosowany! Wszyscy godzą się na to samo. Dzięki temu demokratyczny system staje się stabilny. W ten sposób demokracja nie rządzi się prawem większości, lecz prawem wszystkich i dobrem ogółu, co jest jej sednem. Po to zawsze należy najpierw dążyć do kompromisów, a nie przeliczać sejmową arytmetykę.

czwartek, 29 lipca 2010

Edukacja w Polsce

„Najbardziej praktyczna jest dobra teoria”. Można zatem uznać, że najlepsza jest dobra teoria.

Gdy bawiąc się w ten sposób słowami, mistrz teorii Albert Einstein zwerbalizował tę myśl, to znaczy, że chciał się nią z nami podzielić, bo myślał, że to istotne. Faktycznie, jest to bardzo
istotne, bo z pewnością chodziło mu o to, że gdy chce się cokolwiek osiągnąć, najpierw trzeba mieć dobry plan. Każda praktyka musi być podparta dobrą teorią, a najlepiej bardzo dobrą. Inaczej nie da się realnie osiągnąć niczego sensownego. Im lepsza teoria, tym lepsza praktyka. A im większa wiedza, tym lepsza teoria. Na szczęście wiedzy można poszukiwać i zdobywać ją. Warunek jest jednak taki: wiedza musi być tak samo dobra jak teoria, a nawet najlepsza. Nie ma innej dobrej drogi. Najpierw należy się doskonale wykształcić i uświadomić, aby tworzyć bardzo dobre teorie, a wówczas bardzo dobrze radzić sobie w praktyce. To jest najistotniejsze i taki wniosek wyciągam z tej złotej myśli Einsteina. W swoim żargonie bardzo dobrze i prosto, choć przewrotnie wyrażają to także amerykańscy informatycy: „Shit in, shit out” („»G« wprowadzisz i zaprogramujesz do komputera, »g« w efekcie otrzymasz z powrotem”).

Można by wycisnąć z frazy Einsteina esencję i od razu powiedzieć, że najlepsza jest dobra wiedza. Jednak w swoim innym wyrażeniu Einstein o krok wyprzedza takie stwierdzenie, mówiąc: „Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona”. To właśnie ciekawość i wyobraźnia prowadzą do nowej wiedzy. Trzeba więc stymulować ciekawość i wyobraźnię. U nas jednak, co nieprzypadkowo i zwrotnie jest oczywiście owocem braku koniecznej wiedzy, systemowo pomija się ten najistotniejszy oraz fundamentalny krok i od razu chce się dostarczać ludziom wyłącznie jakąś bliżej niewyjaśnioną wiedzę, mającą postać suchych, oderwanych od kontekstu faktów, którą najlepiej w całości zapamiętać. Najczęściej jesteśmy nią przeładowani i brakuje miejsca na naukę samodzielnego, logicznego i konstruktywnego myślenia oraz na podejmowanie własnej inicjatywy.

Wszyscy nadal doskonale znamy np. doktrynę Lenina, antybohatera Hitlera, czy Czterech Pancernych. Czy komuniści byli o tyle lepsi od nas w edukowaniu ludzi, skoro ich metody i racje przetrwały i nadal królują w naszych instytucjach i umysłach? Czy my coś dzisiaj zmieniamy? Europa jest tak blisko, niemniej jednak z pewnością daleko do niej pod względem myślenia.

A tymczasem bardzo dobra, wszechstronna, dobrze ukierunkowana i prawdziwie powszechna EDUKACJA (WIEDZA I ŚWIADOMOŚĆ), jakiej nam trzeba, jest tak wysoce istotna, że jej brak powoduje, iż dzisiaj przeciętny Polak najbardziej pragnie dla swojego kraju tego, co dla niego samego i dla tegoż kraju jest złe.

sobota, 10 lipca 2010

Uwarynkowywanie Ludzi

Jednym z pewników psychologii jest to, że ludzie rozumieją i interpretują świat przez język, jakim mówią. Języki są jak rozmaite kolorowe szkiełka, przez które różni ludzie inaczej widzą świat, zarówno rzeczywisty i codzienny, jak i abstrakcyjny, metafizyczny. Niejednakowo widzą naukę, muzykę, więc sztuki ścisłe i liberalne, a także życie. Czyli ludzie widzą i rozumieją otaczający ich świat i ludzi w taki sposób, na jaki pozwoli im składnia, logika i gramatyka ich rodzimego języka.

My mówimy po słowiańsku. To grupa języków znacznie różniących się od języków obowiązujących w reszcie państw od dawna naturalnie zjednoczonej Europy. W języku angielskim na przykład, ale nie tylko, nieodmienne słowa można przestawiać w zdaniach i frazach na różne sposoby jak klocki Lego, za każdym razem konstruując inny niuans, moment, zamysł, zabarwienie i kontekst lub totalnie wręcz przestawiając znaczenie i logikę wypowiedzi. W ten sposób osiąga się niewyobrażalną głębię językową. Można wyrażać myśli i uczucia na bardzo wiele różnych sposobów. Jednocześnie angielski jest jednym z języków o najliczniejszym
słownictwie. Jego gramatyka jest prostsza oraz bardzo elastyczna; mieści i kreuje bardzo wiele pojęć. Można też tworzyć i używać nowych, intuicyjnych, lecz logicznych słów na potrzebę chwili.

Nasz język nie jest jak klocki, z których można ułożyć rozmaitość form: auto, diabelski młyn czy całe miasteczko Lego. Jest raczej jak puzzle, które da się ułożyć tylko w jeden sposób. My, jak liczne i unikalne wycięcia w puzzlach, mamy w naszym języku tylko odpowiednio pasujące do siebie, sztywne koniugacje, deklinacje i masę gramatycznych reguł. To wszystko ogranicza nasze wypowiedzi do koniecznego minimum, do przekazania wiadomości i co najwyżej ubarwienia, które wyrażamy słowami-ozdobnikami, a nie w presumpcji, domniemaniu i w pewnej spekulatywnej i kreatywnej logice.

Tak więc niewątpliwie również widzimy oraz interpretujemy świat i obcujemy z ludźmi. Myślę, że robimy to trochę nieelastycznie, prosto, dosłownie i twardo, więc infantylnie. Podobnie jak dziecko, widzimy świat egocentrycznie. Dostrzegamy tylko to, co jest wokół nas. Stoimy w środku wszechświata. Nie podnosząc głowy, głównie patrzymy pod nogi. Niemcy czy Pigmeje na pewno robią to jeszcze inaczej.

piątek, 9 lipca 2010

Miłość Bliźniego - recepta na wszystkie bolączki Polaków

Wystarczy się przez chwilę zastanowić, żeby odkryć, iż nie ma na świecie innych źródeł zła niż niepoprawne relacje między ludźmi.

Było to tak wielkie zderzenie z innością i szok kulturowy, że już nigdy nie zapomniałem, kiedy jako młody Polak pierwszy raz zetknąłem się z ludźmi prawdziwie wyznającymi własną wiarę, oddanymi Bogu i wedle nauk tej wiary prawdziwie żyjącymi. Było to tak różne od pozoranctwa, obrządkowości i wymuszonej obowiązkowości, do jakich przyzwyczajano mnie od dziecka w naszym Kościele, a byłem kiedyś nawet ministrantem, że najpierw zacząłem odbierać wiarę tych ludzi trochę sekciarsko. To był kontakt z inną rzeczywistością, który następnie poprzez zrozumienie uprzedniego życia w kłamstwie przerodził się w świadomość zetknięcia się z prawdą. To było jak pierwsze otwarcie oczu na nowy świat po spędzeniu całego życia w socjalizmie. To religijne doświadczenie było po prostu tylko częścią mojego odkrywania i chłonięcia Zachodu z punktu widzenia dobrze dającej się odczuć normalności.

Wedle wiary chrześcijańskiej zbawienie realizuje się przecież poprzez realia codziennej rzeczywistości. Miłość i dobroć to wolność. Jest w życiu pewien uniwersalny dla wszystkich sens, a gdy zostanie zakłócony, rzeczy się komplikują. Na jakie sposoby my wyrażamy swoją wiarę w poprawne relacje z bliźnimi? Jeżeli nie w sklepowej kolejce, nie przez rzetelnie wykonaną pracę, nie poprzez tolerancję w stosunku do odmienności innych ludzi, to może na polskich drogach? Upss! Tam też nie? A gdzie?

Pójście do kościoła raz w tygodniu, gdy czuje się nad głową bicz Boży, jest raczej pójściem na łatwiznę. Należy raczej rozumieć mądrość, sens i piękno dobrego życia.

Jak ugotować polski bigos - refleksje Polaka ukształtowanego w USA

KSIĄŻKA ISTOTNA DLA KAŻDEGO POLAKA DOSTĘPNA POD:
http://zaczytani.pl/ksiazka/jak_ugotowac_polski_bigos_refleksje_polaka,druk

Opis i recenzje książki

„Jak ugotować polski bigos” to praca publicystyczna na pograniczu kulturoznawstwa, ekonomii, politologii, socjologii i filozofii – dziedzin powszechnie nauczanych w USA. Wskazuje uchybienia we wciąż formującym się polskim systemie ustrojowym. Książka stawia pytanie, dlaczego nie każdy potrafi dostrzec otaczające nas anomalie, a zwłaszcza dlaczego nie widzą ich ci, którzy mają do tego najwięcej okazji i posiadają moc sprawczą, która pozwala im zmieniać rzeczywistość. Mowa tu o politykach i tak zwanej elicie. Autor stawia tezę, że powodem tego stanu rzeczy jest brak dobrej edukacji i krytycznej wiedzy, a w konsekwencji brak świadomości.

Wojciech Turyk, ur. w 1965 r. pod znakiem Strzelca, w roku węża, w rodzinie rzemieślniczej, w warszawskim szpitalu przy ulicy Karowej. Wczesną młodość spędził w stołecznych dzielnicach Ursus i Wola. W wieku osiemnastu lat w tajemnicy przed rodzicami zdobył paszport oraz wizę i, nie kończąc szkoły średniej, uciekł do Hamburga. Tam, w obozie dla uchodźców politycznych rozpoczął procedurę emigracyjną do USA, gdzie spędził następne piętnaście lat życia. Rezydował w Dallas, Nowym Jorku, Los Angeles i Las Vegas. Z końcem lat dziewięćdziesiątych, już jako obywatel USA, z rodziną zamieszkał w Warszawie.